niedziela, 27 kwietnia 2014

Kuchenne rewolucje, czyli zupa na głowie.

Dobra, może aż tak źle nie jest :D Jako że dzisiaj jest niedziela, postanowiłam odrobinę porozpieszczać moje włosy, dając im to, na co nie mam czasu w ciągu tygodnia.
Na sam początek nałożyłam na włosy olej sezamowy wymieszany z gliceryną. Dałam go dosyć dużo, a na to 20 kropel gliceryny wmasowanej we włosy. Po 8h nałożyłam na to własnej roboty maskę.
Stąd też tytuł wpisu - użyłam wszystkiego, czego miałam w kuchni.


Duża łyżka miodu :)


Żółtko jaja ( jajo z własnej hodowli kur) oraz kolejna porcja oleju sezamowego (10ml)

Sok aloesowy zakupiony w promocji w SuperPharmie.
(30ml)
Gliceryna (15 kropel)




















Mąka ziemniaczana (2 łyżki)





















Wybaczcie, że nie zrobiłam zdjęcia mące, ale jak zobaczyłam, do jakiego stanu doprowadziłam opakowanie, to aż mi się wstyd zrobiło, ale obiecuję, ze mam taką samą :)
Zasada prosta - wymieszać wszystkie składniki, do zagęszczenia dodać gęstej maski. Osobiście polecam Glorię, Kakaową maskę do włosów Ziaja lub Biovax.
Trzymałam ją na głowie około godziny, pod foliowym czepkiem i ręcznikiem. Po umyciu włosom ufundowałam płukankę aloesowo-octową. Efekt? Włosy pomimo, że są jeszcze wilgotne i lekko spuszone, mają w końcu swój stary, dobry skręt! Zdjęcie uaktualnię, jak tylko włosy 100% wyschną.

Wyszłam nietwarzowo, wolałam się zakryć :)
Stosujecie takie domowe maski? Dodajecie do nich jeszcze jakieś składniki?
Tymczasem, życzę miłego wieczorku 
Amanda

środa, 23 kwietnia 2014

Serwatka na twarz? Czyli co kobieta zrobi dla urody.

Nie powiem, skład tej maseczki odrobinę mnie przeraził, bo gdy zobaczyłam w nim takie składniki jak biały ser i serwatka to pomyślałam: Blee, ohyda. Przezwyciężyła jednak we mnie chęć wypróbowania czegoś nowego, co poprawi stan mojej cery. Nie mam z nią większych problemów, jednak ostatnimi czasy zmagam się z przesuszeniem i łuszczącą się delikatnie skórą.
Co sam producent mówi o tej masce?
Skład jest dla mnie bardzo zadowalający - gliceryna nawilża, betaina koi i detoksykuje, alantoina o równie kojacym działaniu, ekstrakt z rumianku, aloesu.
Maseczka ma postać bawełnianej chusty, z otworami w strategicznych miejscach - nos, oczy oraz usta. Jest porządnie nawilżona serum o przyjemnym zapachu. Nakłada się ją całkiem wygodnie, lecz jak na moją twarz to dziura ''ustna'' jest za duża, i sięgała mi aż na brodę.  Zrobiłam w niej zdjęcia, ale aż tak was straszyć nie będę.
Spędziłam z nią na twarzy około 30 minut, potem, zgodnie z zaleceniem resztki wtarłam w skórę.
Muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczyła. Cudów się nie spodziewałam, ale dostałam porządne nawilżenie i ukojenie cery, unormowanie jej kolorytu. Ogromny plus się jej za to należy :)
Jeszcze jedna rzecz - w opakowaniu, po wyjęciu bawełnianej maseczki zostało w środku tyle sera, że mogłam nałożyć je jeszcze raz na twarz.
Ogólnie podsumowując - bardzo dobra maska za niewysoką cenę (ok. 5 zł w Wyspie Zapachów). Jedyną jej wadą może być słaba dostępność, ale jeśli ją znajdziecie, to warto spróbować :)

Dzisiaj przyznaję - temat zupełnie niewłosowy, ale ta maseczka była tak dobra, że musiałam się nią z Wami podzielić :)
Pozdrawiam,
Amaudie

sobota, 12 kwietnia 2014

Tanio znaczy dobrze?

Przy okazji zakupów w osiedlowym sklepiku, przechodząc przez dział z kosmetykami znalazłam Balsam do włosów z aloesem j jedwabiem Mrs. Potter. Sprawdziłam skład - całkiem ok. Cena? 8,49. Pomyślałam, że warto zaryzykować, i oto w ten sposób stałam się właścicielką nowej odżywki.
Podoba mi się całkiem sam projekt butelki - prosty, wyraźny i dodatkowo kojarzy mi się z dzieciństwem. Plastik jest sam w sobie miękki, więc nie powinniśmy mieć problemów z wyciśnięciem nawet resztek odżywki z dna butelki. Zamknięcie z kliknięciem też jest całkiem dobrze wykonane

W składzie możemy zobaczyć jedwab, wyciąg z aloesu. Jednak sądzę, że jedwabiu wcale nie ma dużo, patrząc na miejsce w INCI.
Balsam jest lekkiej konsystencji, średnio gęsty. Z włosów nie spływa, lekko się aplikuje, kolor biały.
Przejdę do działania - nakładam ją jako drugie O  w OMO na jakieś 15-20 minut. Po jej użyciu włosy są leciutkie, niesamowicie miękkie - naprawdę, dawno nie miałam aż tak miękkich włosów. Powiem szczerze, że bardzo pozytywnie się nią zaskoczyłam.
Niestety, żeby nie było tak różowo, to podejrzewam, że ta odżywka jest za lekka, zbyt mało odżywcza dla włosów wysokoporowatych i bardzo zniszczonych. Ewentualnie takie osoby mogą po prostu dodawać odrobinę oleju, soku z aloesu lub innych półproduktów.

Ogólnie podsumowując, bardzo się z tą odżywką polubiłam. Daje nawet lekki efekt push-up na moich włosach, ale nie puszy ich. Jedyny jej minus to słaba dostępność - trzeba szukać w mniejszych sklepikach lub w sklepach typu Auchan lub Carrefour.
Sądzę, że za taką cenę jest warto ją wypróbować dla każdego, nawet jeśli nie podejdzie, swobodnie można ją użyć do mycia skóry głowy i włosów.

Życzę miłego wieczoru,
Amanda :)

środa, 9 kwietnia 2014

Sok z granatu - czyli jak ochronić kolor włosów.

Od jakiegoś czasu mam włosy pomalowane henną. Rudy odcień wygląda świetnie, ale powiem szczerze, że miałam spore obawy przed wypłukiwaniem się henny. Postanowiłam poszukać czegoś, co pozwoliłoby mi na dłuższe cieszenie się intensywnym kolorem włosów.
Tego samego dnia zauważyłam przecenę granatów w Auchan, więc postanowiłam kilka wziąć do sałatki owocowej, lub jako zdrową przekąskę. Podczas jedzenia ich zwróciłam uwagę na ciemnoczerwony sok i pomyślałam, że to może być niegłupi pomysł, ale oczywiście - najpierw wszystko trzeba sprawdzić w internecie :D Wraz z odwiedzeniem kilku stron utwierdziłam się w przekonaniu, że to jest chyba to, czego poszukuję.
Następnego dnia w aptece zakupiłam sok z granatów (noo ludzie, moich pięknych owocków nie oddam, zresztą, wylądowały już w żołądku :D)  i myślałam, co z nim zrobić.
Mój sok wygląda identycznie, tyle że oczywiście musiałam zniszczyć naklejkę. Zapłaciłam za niego niecałe 20zł. Sok ten posiada lekki, charakterystyczny dla granatu zapach oraz kwaśny smak. (przyznaję, podpiłam go trochę)
Na samym początku postanowiłam zrobić z niego płukankę. Na 2 litry wody dałam około 30ml tego soku, standardowo włosy w tym pomoczyłam, odcisnęłam w T-shirt i poszłam się zajmować swoimi sprawami. Następnego dnia włosy były zaskakująco miękkie i lekkie. Teraz, do płukania włosów robię lekką mieszankę:
-30ml soku z granatu
-20ml soku z aloesu
-2 litry wody
Moje kudły to kochają. Jeśli macie ochotę spróbować, nie macie nic do stracenia. U mnie sok z granatu podział genialnie, może i u was się sprawdzi:) Moje włosy na dziś-dzień prezentują się w ten sposób:
A więc, jesli macie farbowane włosy, i boicie się o utratę koloru, zakupcie ten sok i spróbujcie go na własnej głowie. 
Pozdrawiam,
Amanda

piątek, 4 kwietnia 2014

MWH głupotą malowana :)

Dzień dobry wszystkim. Tak jak mówiłam w pierwszej notce, dodaję moją włosową historię. Nie jest to może nic szokującego, żadnych tragicznych zwrotów akcji, ale jednak włosy zniszczyć potrafiłam. Zapraszam do przeczytania :)
Zacząć chyba jest najtrudniej :) Powiem tak: włosy zniszczyłam sobie sama, z uporem je malując i niszcząc. Dziwię się i tak, że wszystkie mi nie wylazły.
Obrazek
Nie mam niestety zdjęć z okresu do 6 roku życia, wszystkie są w domu rodzinnym, wiele też straciłam, gdy mi się zepsuł komuter. Mogę jedynie powiedzieć, że do 3 r.ż miałam cudownego baranka na głowie - jako jedyna z rodziny. Wszyscy bliscy zachwycali się nim, i jednocześnie szokowali - jedyna z rodziny z kręconymi włosami? Toż to spisek :D Niestety, przy pierwszym obcięciu włosów na grzybka, moje cudowne loczki się rozprostowały, i zostałam prostowłosą.
Oczywiście włosy do komunii były dzielnie zapuszczane, miałam wtedy je gdzieś do łopatek, nie obcięłam ich później. Sobie tak rosły, myte pierwszym lepszym szamponem z półki. 
Tak wyglądały w 3 klasie podstawówki:
Obrazek
Hodowałam je do gimnazjum. Były do pasa, całkiem zadbane, ale niestety - rozczesywanie ich było katorgą. Mama szarpała je czesząc, ja wrzeszczałam jak opętana, i każdy miał ich wszystkich dosyć.
Obrazek
Obrazek
Aż pewnego pięknego dnia wybrałam się ze zmęczoną już bojami ze mną mamą do fryzjera. Decyzja - ścinamy, cieniujemy, i robimy modną fryzurkę. Wyszłam z włosami do ramion, grzywką, i piórkami na końcach. Grzywka mnie tak denerwowała, że zawsze nosiłam ją podpiętą.
Obrazek
Potem postanowiłam iść za ciosem: tnę do ucha, robię boba. No cóż, fryzjerka niekoniecznie zrozumiała moją prośbę...
Obrazek
Mój ojciec za to się tak obraził, że 2 tygodnie się do mnie nie odzywał. Włosy odrosly, a ja je znów wystopniowałam:
Obrazek
Obrazek
I zaczęłam grzeszyć - malowanie. Na początku machnęłam je czarną farbą:
Obrazek
Potem na czerwono:
Obrazek
Potem znów na czarno:
Obrazek
I znów na czerwono:
Obrazek
W końcu włosy zaczęły się buntować - szorstkie, matowe, łamiące się przy najlżejszym dotyku. Powiedziałam sobie: koniec z malowaniem, zapuszczam was teraz. No i tak było - włosy myte jakimś Dovem, Pantenem, czy innym silikonowym paskudztwem. Odżywka tak samo - ta, co mama kupiła. I tak minął rok.
Potem zaczęłam pracować w wakacje na świeżym powietrzu - 12h dziennie palącego słońca dla włosów nie było dobre, rozjaśniło mi je mocno i baaardzo wysuszyło.
Obrazek
Obrazek
I zgodnie z nową modą, postanowiłam zrobić ombre. NIestety, kolejny raz fryzjerka nie zrozumiała delikatnej sugestii, jak to ma wylądać:
http://kocham.to/up/2d658dfbdf9f82e6887 ... 90cyik.jpg
Obrazek
Włosy stały się masakrą - spalone, gumowate, ciągnące się. Niestety, w tym tygodniu, co zrobiono mi te ''ombre'' miałam dwa wesela. Kolejna fryzjerka też się nie popisała, spaliła mi lokówką te resztki kłaczków i zrobiła coś, co się kwalifikuje pod: Beka z fryzur weselnych:
Obrazek
I włosy, wraz ze mną cierpiały rok. Potem miałam operację, po której wylazło mi jakieś 50% włosów, załamałam się, i zaczęłam szukać sposobu na porost i odratowanie włosów. I tak trafiłam do Anwen. W akcie szaleństwa wyrzuciłam wszystkie silikony, kupiłam odżywkę Alterra Granat i Aloes, oraz olejek Alterra Papaja. I zaczęłam powolną, żmudną walkę ze zniszczonymi włosami. Regularnie je podcinając, wracając do silikonó na końcówki, oraz zaczynając je nawilżać, szłam przez takie stadia dbania o włosy:
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Prywatny kryzys włosowy:
Obrazek
Obrazek
Obrazek
I znów lepiej:
Obrazek
Obrazek
Aktualnie włosy odzyskują zaginiony skręt, są delikatnie pohennowane:
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Jak będzie dalej? Okaże się. jestem po roku świadomej pielęgnacji, robię wciąż wiele błędów, ale jestem pewna, że uda mi się osiągnąć idealne włosy:)