Dzień dobry wszystkim. Tak jak mówiłam w pierwszej notce, dodaję moją włosową historię. Nie jest to może nic szokującego, żadnych tragicznych zwrotów akcji, ale jednak włosy zniszczyć potrafiłam. Zapraszam do przeczytania :)
Zacząć chyba jest najtrudniej Powiem tak: włosy zniszczyłam sobie sama, z uporem je malując i niszcząc. Dziwię się i tak, że wszystkie mi nie wylazły.
Nie mam niestety zdjęć z okresu do 6 roku życia, wszystkie są w domu rodzinnym, wiele też straciłam, gdy mi się zepsuł komuter. Mogę jedynie powiedzieć, że do 3 r.ż miałam cudownego baranka na głowie - jako jedyna z rodziny. Wszyscy bliscy zachwycali się nim, i jednocześnie szokowali - jedyna z rodziny z kręconymi włosami? Toż to spisek Niestety, przy pierwszym obcięciu włosów na grzybka, moje cudowne loczki się rozprostowały, i zostałam prostowłosą.
Oczywiście włosy do komunii były dzielnie zapuszczane, miałam wtedy je gdzieś do łopatek, nie obcięłam ich później. Sobie tak rosły, myte pierwszym lepszym szamponem z półki.
Tak wyglądały w 3 klasie podstawówki:
Hodowałam je do gimnazjum. Były do pasa, całkiem zadbane, ale niestety - rozczesywanie ich było katorgą. Mama szarpała je czesząc, ja wrzeszczałam jak opętana, i każdy miał ich wszystkich dosyć.
Aż pewnego pięknego dnia wybrałam się ze zmęczoną już bojami ze mną mamą do fryzjera. Decyzja - ścinamy, cieniujemy, i robimy modną fryzurkę. Wyszłam z włosami do ramion, grzywką, i piórkami na końcach. Grzywka mnie tak denerwowała, że zawsze nosiłam ją podpiętą.
Potem postanowiłam iść za ciosem: tnę do ucha, robię boba. No cóż, fryzjerka niekoniecznie zrozumiała moją prośbę...
Mój ojciec za to się tak obraził, że 2 tygodnie się do mnie nie odzywał. Włosy odrosly, a ja je znów wystopniowałam:
I zaczęłam grzeszyć - malowanie. Na początku machnęłam je czarną farbą:
Potem na czerwono:
Potem znów na czarno:
I znów na czerwono:
W końcu włosy zaczęły się buntować - szorstkie, matowe, łamiące się przy najlżejszym dotyku. Powiedziałam sobie: koniec z malowaniem, zapuszczam was teraz. No i tak było - włosy myte jakimś Dovem, Pantenem, czy innym silikonowym paskudztwem. Odżywka tak samo - ta, co mama kupiła. I tak minął rok.
Potem zaczęłam pracować w wakacje na świeżym powietrzu - 12h dziennie palącego słońca dla włosów nie było dobre, rozjaśniło mi je mocno i baaardzo wysuszyło.
I zgodnie z nową modą, postanowiłam zrobić ombre. NIestety, kolejny raz fryzjerka nie zrozumiała delikatnej sugestii, jak to ma wylądać:
http://kocham.to/up/2d658dfbdf9f82e6887 ... 90cyik.jpg
Włosy stały się masakrą - spalone, gumowate, ciągnące się. Niestety, w tym tygodniu, co zrobiono mi te ''ombre'' miałam dwa wesela. Kolejna fryzjerka też się nie popisała, spaliła mi lokówką te resztki kłaczków i zrobiła coś, co się kwalifikuje pod: Beka z fryzur weselnych:
I włosy, wraz ze mną cierpiały rok. Potem miałam operację, po której wylazło mi jakieś 50% włosów, załamałam się, i zaczęłam szukać sposobu na porost i odratowanie włosów. I tak trafiłam do Anwen. W akcie szaleństwa wyrzuciłam wszystkie silikony, kupiłam odżywkę Alterra Granat i Aloes, oraz olejek Alterra Papaja. I zaczęłam powolną, żmudną walkę ze zniszczonymi włosami. Regularnie je podcinając, wracając do silikonó na końcówki, oraz zaczynając je nawilżać, szłam przez takie stadia dbania o włosy:
Prywatny kryzys włosowy:
I znów lepiej:
Aktualnie włosy odzyskują zaginiony skręt, są delikatnie pohennowane:
Jak będzie dalej? Okaże się. jestem po roku świadomej pielęgnacji, robię wciąż wiele błędów, ale jestem pewna, że uda mi się osiągnąć idealne włosy:)
Sporo twoje włosy przeszły ale teraz wyglądają naprawdę dobrze :)
OdpowiedzUsuń